Znamy to z doświadczeń zachodnioeuropejskich. Do kraju przyjeżdżają imigranci i szukają czegoś podobnego do dotychczasowego życia. Okazuje się, że najłatwiej o uniknięcie stresu kulturowego w gettach. Zamykają się więc najpierw w spontanicznie utworzonych obozach, gdzie i język znany, i zwyczaje rodzime, jedynie życie nieco biedne. Z inicjatywą sfrancurzenia, zniemczenia, zeszwedzenia wychodzą wówczas władze. Rzucają pieniążki to tu, to tam, delikatnie starając się rozdzielić stado. Później powoli, małymi kroczkami uczą jak być Francuzem, Niemcem, Szwedem. Czasami nie udaje się dopasowanie i dochodzi do dramatów psychicznych, ale często skutki są zauważalne i pozytywne. No i u nas też by się podobna pomoc Państwa bardzo przydała. Trzeba spolszczyć paru mieszkańców.
Internet antypisowy cały rechotał kpiąco, kiedy przez nienawistne wobec rządu profile fejsbukowe przewędrował filmik, na którym stróżujące koło Pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej służby mundurowe dostrzegły w miniaturowym bałwanie zagrożenie terrorystyczne. Ach! śmiano się do łez.
Oto para dzieciaków lepi bałwana, na tułowiu rysuje mu piorunka, a twarz kształtuje w formę kaczego dzioba. Idzie podniecona pod pomnik i stawia dzieło radośnie koło zniczy ułożonych w krzyż. Internet rży.
Może zacznę to, o co się upominam – socjalizację. Dzieci, w naszej, polskiej kulturze nie robimy żartów w miejscach, które upamiętniają czyjąś śmierć. Nie robimy kaczego bałwana i nie stawiamy pod tablicą z nazwiskami ludzi rozczłonkowanych w katastrofie. Nie dokuczamy rodzinie przez ośmieszanie czci ich nieżyjących bliskich. W mojej ocenie główna scena zdarzenia działa się nie na placu Piłsudskiego w Warszawie, tylko w komentarzach pod postami. To tam pojawiło się faktyczne bałwaństwo z kaczymi dziobami.
Z racji piorunka oraz konsekwentnego przekazu Strajku Kobiet, nawołującego do aktów rewolucyjnych na każdej płaszczyźnie, oczekiwałbym z głównego sztabu feministek oficjalnego stanowiska. Nie byle jakiego, tylko konkretnego – odżegnania się od popierania drwin z pamięci nieżyjących. Jeśli nie – poszły marsz na kursy asymilujące do bycia Polakiem.
Sam nie mogę dziewczyn od bałwana potępić. Także mam niemałą ochotę wyżyć się chociażby na pomniku pana Bartoszewskiego, który niechybnie rychło stanie w Białymstoku. Co prawda do samego Bartoszewskiego nic nie mam i złego słowa o nim nie powiem, ale że Truskolaski niegodziwie wykorzystał Budżet Obywatelski do sfinansowania osobistej zachcianki, to Truskolaskiego mam zlać? Nie ta kultura, żeby ludzi bić. Zresztą i tak nie wierzę, żeby pasy odniosły efekt wychowawczy wobec rozpieszczonego gałgana. Miejski narcyz zostałby męczennikiem i kazał nosić się w lektyce z okazji poturbowania.
Myślę jednak ostatecznie, że ani Bartoszewski nie wyląduje w Białce, ani Truskolaski nie będzie miał śliwki pod okiem. Ocali ich właśnie cywilizacja w wariancie polskim, ta, w którą wierzę.