Ambitne plany przyjęcia na Krywlanach pierwszego samolotu pasażerskiego w latach 2022 – 2025 zapewne trzeba przesunąć. Pomiędzy Miastem a Lasami Państwowymi skrzy konflikt interesów, którego białostocki magistrat wydaje się jeszcze nie widzieć. Może on doprowadzić nawet do rozstrzygnięć sądowych, zatem automatycznie wydłużyć realizację. Chodzi o los 80 hektarów lasu.
Urząd Miejski w Białymstoku 4 marca zorganizował konferencję, podczas której podzielił się wiedzą na temat lotniska na Krywlanach oraz zdradził zamierzenia wobec niego. Domagali się tego mieszkańcy oraz zorganizowane grupy społeczne i polityczne, zaniepokojone brakiem rzetelnej informacji. Kością niezgody stał się zwłaszcza Las Solnicki, który ma być znacznie przetrzebiony, ponieważ wysokie drzewa stanowią przeszkodę lotniczą. Teoretycznie ustalona „powierzchnia ograniczająca”, powyżej której nic nie może wystawać, obejmuje blisko 80 hektarów lasu. Pojawiły się więc protesty i słowa oburzenia na wycinkę.
Urząd postanowił złagodzić nastroje i ogłosił scenariusz wycinek selektywnych – pod siekierę trafić mają tylko najwyższe osobniki, faktycznie kolidujące z powierzchnią ograniczającą. Reszta drzew ma pozostać nienaruszona. Teoretycznie. Według wiceprezydenta, Adama Musiuka, odpowiedzialnego za pilotowanie projektu, po wycięciu blisko 15 tys. drzew, czyli jednej trzeciej ogółu na konfliktowym terenie, Lasy Państwowe będą prowadziły zwykłą gospodarkę, czyli jak drzewo urośnie zbyt duże, zostanie przez Nadleśnictwo Dojlidy wycięte.
Myśmy na tym terenie zinwentaryzowali ok. 40 tys. drzew, z tego precyzyjnie wskazaliśmy 15 tys. do wcięcia w tym momencie i oczywistym jest, że z czasem drzewa rosną i będą coraz wyższe. Taka wycinka, przycinka będzie musiała mieć miejsce. Natomiast nie ma żadnego problemu, żeby w miejsce, w których drzewa zostały wycięte były nasadzane kolejne. Jeśli dobrze rozumiem gospodarkę Lasów Państwowych, to ona na tym polega, że jedne drzewa wycinają, drugie nasadzają.
mówi Adam Musiuk
Okazuje się jednak, że pan Musiuk niekoniecznie dobrze rozumie gospodarkę Lasów Państwowych.
Ograniczenia wysokości drzew, a więc i całych drzewostanów nie mieszczą się w ramach zwykłej, racjonalnej gospodarki leśnej. Usuwanie drzew wynika tu bowiem z przesłanek pozagospodarczych i pozaprzyrodniczych – jedynym kryterium będzie wysokość wierzchołka nad poziomem gruntu. Obrazowo zaistniałą sytuację można przedstawić jako hodowlę lasu pod sufitem, gdzie wszystkie drzewa próbujące go przebić będą wycinane, niezależnie od wpływu takich cięć na stabilność i zdrowotność całych drzewostanów
odpowiada Wojciech Świtecki, Nadleśniczy Nadleśnictwa Dojlidy.
Powołuje się przy tym na prawo lotnicze, które ZAKAZUJE sadzenia roślin, a także UPRAWY w granicach powierzchni ograniczających (art. 87/4 p-kt 1.).
Wątpliwości Nadleśnictwa budzi również sposób wskazywania drzew do wycięcia. Nie wiadomo w jakim trybie, kto i kiedy miałby to robić. Ustawa tego nie reguluje, więc potrzebna będzie umowa, a o porozumienie będzie ciężko. Trudność sprawiają najpierw względy techniczne. Ze względu na rozległy teren, liczbę drzew oraz istotność, na jakiej wysokości znajduje się wierzchołek – zastosowano zapewne drona do określenia, które osobniki są przeszkodą. Problem w tym, że współrzędne geograficzne wskazują, gdzie jest czubek drzewa, a nie gdzie pień. Może to niekiedy prowadzić do nieścisłości, jeśli drzewa są nieco pochylone lub blisko stykają się koronami.
Decyzja o wycince nie uwzględnia także dodatkowych konieczności, które trzeba wziąć pod uwagę przy pracach rębnych. Opowiada o nich Nadleśniczy:
Przy usuwaniu „przeszkód lotniczych” trzeba udostępnić powierzchnie siecią szlaków technologicznych (wyciąć w drzewostanach szlaki zrywkowe), usunąć drzewa uszkodzone podczas obalania „właściwych przeszkód – drzew” – to może w istotny sposób wpłynąć na zwiększenie ilości pozyskanych drzew poza liczbę podaną w Decyzji.
Następna bariera, to znaczne ograniczenie zyskowności prowadzonej gospodarki. Koszt sezonowych przycinek będzie spoczywał na Lasach Państwowych… chyba że drzewa będą młodsze niż 20 lat, wówczas za wycinkę zapłaci operator lotniska. Jasne jest więc, że Nadleśnictwo przekalkuluje, czy bardziej opłaca się hodować (jeśli zdecyduje się na nasadzenia) niewymiarowe drzewa, z niskiej jakości drewnem, czy szybkopnące, rzadkie młodniki, żeby zarabiać na ich cięciu. Ostatecznie okazać się może, że teren trzeba wyczyścić do gołej ziemi, zrobić z jednej strony pasa startowego zapowiadany cmentarz, z drugiej gołe klepisko, bo tak będzie długoterminowo najprościej i w zgodzie z prawem lotniczym.
Prezydent zapytany, dlaczego nikt z mieszkańców i radnych nie był poinformowany przed wyłożeniem pieniędzy w pas startowy, że trzeba wyciąć dziesiątki hektarów lasu, odpowiedział „nikt tego wtedy nie wiedział”. W tej chwili władzom Białegostoku wydaje się, że wewnątrz powierzchni ograniczających może być prowadzona zwykła gospodarka leśna. Wygląda na to, że nadal pewne rzeczy nie są w zasięgu wzroku Urzędu, który porusza się po omacku i nadal pozostaje niezdolny do przekazania wiarygodnych, kompleksowych informacji o faktycznych skutkach rozbudowy pasa startowego.
(GŻ, fot. Urząd Miejski w Białymstoku)